O projekcie

piekło_ok80.jpg


„Historia z Piekła rodem”

 

Do Muzeum Okręgowego w grudniu 2012 roku przyszedł list z Nowego Jorku. Napisał go Peter B. Jego dziadek Gustaw Getzele nagrał w latach siedemdziesiątych XX wieku swoje wspomnienia na taśmach magnetofonowych, a on je spisał i przysłał na trzydziestu stronach do Muzeum.


Dziadek Gustaw jako mały chłopiec mieszkał z rodzina na Piekle. Biegał po całej dzielnicy i znał wszystkie zakamarki. Wspomnienia dotyczą lat 1910-1916. Później cała rodzina wyjechała do Ameryki.

List sobie leżał przetłumaczony w Muzeum i czekał na okazję. W końcu zainspirował pewien projekt.


Stowarzyszenie „Maryan” wysłało list intencyjny na projekt „Seniorzy w akcji” Towarzystwa Inicjatyw Twórczych „ę” z Warszawy współpracującego z Polsko- Amerykańską Fundacją Wolności. Projekt „Seniorzy w akcji” realizowany jest od sześciu lat w Polsce i polega na aktywizowaniu starszych ludzi. Z 381 wniosków z całego kraju udało nam się znaleźć w gronie 35 projektów na ten rok. Projekt ma polegać na tym, żeby starsi ludzie opowiedzieli nam historie z Piekła rodem...

Za projekt z ramienia Stowarzyszenia „Maryan” odpowiadają Ewa Andrzejewska i Edyta Ross- Pazdyk.

W projekt bardzo emocjonalnie włączył się dyrektor Szkoły Podstawowej nr 3 na ulicy Szkolnej obiecując nam wszelką pomoc.

 



Pierwsze spotkanie odbyło się w lokalu dawnej Szkoły nr 3 tzw. Filii w dniu 28 września 2014 roku. Przybyło na nie około 16 osób w większości byli to panowie.

Wspominano klasę w której było spotkanie i ustalono wspólnymi siłami w którym miejscu stał piec kaflowy. Potem odczytano fragmenty listu z Ameryki. Wspomnienia zebranych pobiegły w stronę dzieciństwa, następnie omówiono początek wojny na Piekle i sam jej koniec.


Na początku listopada odbyły się dwudniowe warsztaty reporterskie dla „historii mówionej” w Małopolskim Towarzystwie Oświatowym „Splot” w Nowym Sączu. W warsztatach wzięła udział młodzież szkolna. Było 14 osób. Warsztaty prowadziła pani Anna Dąbrowska z Fundacji „Homo Faber” z Lublina.

 



Drugie spotkanie odbyło się w tym samym miejscu w dniu 14 listopada 2014 rokuPrzyszło więcej pań, bo spotkanie zbiegło się z meczem Polska – Gruzja. Ale wspomnieniom nie było końca. Ustaliliśmy granice Piekła i oglądaliśmy stare zdjęcia.

Wymieniliśmy telefony. Odbyło się kilka indywidualnych spotkań.

Planujemy następne spotkanie w połowie stycznia 2015 roku. Informacje podamy na stronie, na plakatach w witrynach sklepowych na ulicy Lwowskiej i jak zwykle zaprosimy indywidualnie stałych uczestników.


Jeśli się nie było na tych dwóch spotkaniach to nie szkodzi. Zapraszamy. Zapraszamy wszystkich którym Piekło jest miłe sercu ze względu na wspomnienia.

Nawet te niemiłe.

 



 

Trzecie spotkanie odbyło się 16 stycznia 2015 roku w sali dawnej Szkoły na ulicy Kochanowskiego.

 

Przyszło 12 osób, wolontariusze i dziennikarka z Gazety Krakowskiej. Pań było trochę więcej niż panów i wyraźnie czuło się podział na tematy. Gdy panowie zaczynali wspomnienia o wojnie, panie proponowały żeby porozmawiać o dawnej modzie. Ale wszyscy zgodnie wspominali dawne miejsca spotkań sąsiedzkich, kryminalne afery na Piekle i nietuzinkowych ludzi z Piekła.

 

Mieszkańcy tym razem przynieśli wiele zdjęć, nawet ślubnych. Wszystkie zdjęcia zostały zeskanowane. Tym razem nagraliśmy rozmowy i jak zwykle nakręciliśmy film.

 

Niektórzy „odrobili” zadania domowe. Jedna z pań wykonała rysunki. Wszystkie opisy są bardzo interesujące.

 

Bardzo za nie dziękujemy i zachęcamy pozostałych do pochylenie się nad „zadaniem domowym” Są o dla nas bezcenne własnoręczne informacje.

 

W dniach 21 i 22 stycznia odbyły się dwa spotkania opłatkowe dla emerytów z dzielnicy Piekła. Opowiedzieliśmy o projekcie „Historia z piekła rodem” i zachęciliśmy do udziału.

 

To nie ważne, że nie było się na wcześniejszych spotkaniach. Każde wspomnienie, każdy szczegół jest ważny.
Niektórzy mówią na początku; nic nie pamiętam, a czy moje wspomnienie jest ważne?
Zawsze odpowiadamy: nie ma nieważnych wspomnień.

 



Dnia 10 kwietnia 2015 roku w dawnej Szkole nr 3 przy ulicy Kochanowskiego odbyło się czwarte spotkanie mieszkańców Piekła uczestniczących w projekcie „Historia z Piekła rodem”.


Pierwszy raz kilka osób przyszło wcześniej pół godziny. Zwaliły wszystko na wiosnę, ale, jak powiedziały też, nie mogły się doczekać.    

  

Przyszło trzynaście osób, w tym trzy osoby pierwszy raz. Jeden pan pojawił się jakby trochę przypadkiem. Powiedział, że się tu przyplątał, ale jestem przygotowany, bo przyniosłem dwa zdjęcia. Zdjęcia są malutkie i wystrzyżone w  ząbki. Kobiety od razu się ucieszyły, że te zdjęcia robił „nasz fotograf„ piekielski, pan Malinowski. Na zdjęciach widać wierzby nad Łubinką i jego rodziców. On sam jest malutki, w spodniach na szelkach trzyma się sukienki mamy.


Gdzie te wierzby nad Łubinką?


Jak zwykle trudno jest zacząć spotkanie bo wszyscy się cieszą, gadają od razu i wpadają sobie w słowa.


Tym razem siedzimy nad dużą mapą Piekła i ludzie opowiadają  o ważnych miejscach, zdarzeniach, które od razu nanosimy na tę mapę.


Mówią też o obyczajach. Omawiają święta. Ulice Piekła w Zielone Swiątki wyglądały jak las brzozowy. Mówią o Cyganach, którzy zjeżdżali wozami na plac i podkuwali konie przez cały dzien. Wszystkie dzieci biegały popatrzeć na pięknie ubrane Cyganki. O akuszerkach, o znachorce, o bandyterce (ale mieli my swój honor i leżącego my nie kopali) i o ludziach z Piekła.


Skończyć spotkania nie można. Mówią, że wszystkiego tak na głos powiedzieć nie mogą.


Więc ważne sprawy opowiadają na samym końcu. Szeptem i już wychodząc , prawie na schodach.


Ten pan, który jakby tu przyszedł przypadkiem to wychodzi ostatni. Opowiada jak chodził „na jumy” na czereśnie po cudzych ogrodach, a w domu przecież czereśnie leżały w metalowej wanience. 

 

Ustalono, że ostatnie, piąte spotkanie odbędzie się na początku czerwca. 

 



 

12 czerwca 2015 roku

 

Około dziesiątej rano na Lwowskiej przeleciał młody Cygan z krzykiem „dajcie mi kosę, bo muszę mu przypierd…”

 

Nikt nie zareagował, a on przeleciał przez ulicę i znikł w okolicach poczty.

 

Od rana z Joasią, Jurkiem R i Edytą P- R wieszamy papierową wystawę na ogrodzeniu restauracji „Basztowej”. Wieszamy mapę Piekła na oknie, puszczamy film i montujemy firankę w otwartym oknie na piętrze.

 

Ze względu na dziki upał nikt się nie zatrzymuje; ludzie wychodzą na zasadzie: wyjść z domu, załatwić sprawę, coś kupić  i jak najszybciej wrócić do domu.

 

Nawet firanka nie łopocze mimo stojącego wentylatora. Dopiero w południe zjawiają się ciekawscy i pytający, niektórzy „pierwszy raz” podają swoje adresy i opowiadają, opowiadaja...

 

Wszystko się odkleja, walczymy nieustannie z pinezkami. Przychodzi kobieta z siatkami. Mówi, że opiekuje się panem z Lwowskiej 48, który siedzi w oknie i jest ciekawy co się dzieje. Wysłał ją żeby sprawdziła. Podaje jego adres, mówi, ze on jest stąd i może nam dużo opowiedzieć.  

 

O 16 –tej w Basztowej wita nas tłum naszych gości. Jest ponad 40 osób i dwoje dziennikarzy z Gazety Krakowskiej.

 

Trzeba dostawiać stoły i nakrycia. Niektórzy przynieśli nowe zdjęcia. Wszyscy opowiadają, cieszą się spotkaniem i tym, że projekt się nie kończy i że będziemy spotykać się w następnym roku. Wśród uczestników jest 12 nowych osób które są pierwszy raz.

 

Są zachwyceni wystawą i mówią, że zeskanowane i powiększone zdjęcia są lepsze od oryginałów. Otrzymują na pamiątkę zeszyty z wspomnieniami i płytki.

 

Bardzo proszą, żeby wystawa na płocie została na następne dni. Właściciel restauracji się zgadza, żeby wystawa została do niedzieli. zostaje do niedzieli, właściciel się zgadza.

 

Około 20- tej jest jeszcze kilkanaście osób na ulicy. Mówią, że był taki upał, że widzieli wystawę na płocie jak jechali autem, że specjalnie przyprowadzili rodzinę, bo teraz można coś przeczytać.

 

Aż żal wracać, żal rozstać się z „Piekielnikami”, bo stoją, czytają, dopowiadają …

 

Wymieniamy adresy i telefony. Pojawiają się młodzi „piekarze” (roczniki 70, mężczyźni piją piwko) i bardzo chcą się dopisać do projektu.

 

Ktoś opowiada jak mieszkali esesmani u jego matki w domu i jak uciekli to zostały po nich mundury i mama z tego czarnego materiału uszyła mu pierwszy garnitur, bo to był materiał prima sort…

 

Ktoś się cieszy że był taki ładny i malutki na wózku w marynarskiej czapce…

 

Można by siedzieć do nocy.

 

 

Zapraszamy więc starszych mieszkańców Piekła do kontynuacji projektu „Historia z Piekła rodem II” w przyszłym roku.

 

Do zobaczenia. 

 



 

Projekt Historia z piekła rodem II 2015-2016

 

 

 

Dnia 2 października 2016 roku o 16 odbyło się pierwsze w nowym cyklu spotkanie piekielskie w Starej Szkole. Uczestnicy przyszli wcześniej, poprzestawiali stoły i usiedli. Przychodzą jak na imieniny, bo dobrze się czują ze sobą.


 

W końcu jest 16 osób; w tym 6 nowych; cztery panie, dwóch panów. 


 

Mówimy o ludziach z Piekła. Powstaje długa lista sportowców i prawie mistrzów Polski. Kajaki, saneczkarstwo, bobsleje a w tym kilku świetnych piłkarzy.


 

Skąd się to wzięło? Mówią, że z  lekcji wuefu w szkole, z prężnie działającego ogródka jordanowskiego i z ulicy. Wszyscy w coś grali nieustannie: palant, berek, kaśka, srulki, wszechobecna piłka. Zimą pożyczało się z ogródka jordanowskiego   za darmo sanki, łyżwy i narty! Nikt nie miał takiego sprzętu w domu. Do głowy nikomu nie przyszło nie oddać. Ojciec tyłek by skroił.


 

Opowiadają o nauczycielach, rzemieślnikach i kolejarzach, którymi stało Piekło.


 

Ciekawe opowieści o zespole teatralnym i tanecznym w Twórczości (potem z tego zespołu zrobiły się Lachy). Końca nie ma rozmowom  i ciągle pojawia się coś nowego.

 



 

W dniu 9 listopada przyjechała z TIT „ę” pani Maria Adamiec, a po południu pan Waldemar Smaszcz z Białegostoku. Pan Smaszcz przyjechał poprowadzić dwudniowe warsztaty pisania pamiętników z uczestnikami projektu.


 

Mimo rzęsistego deszczu na spotkanie przybyło 14 osób.


 

Pan Smaszcz zrobił wstęp (opowiadając również o swojej znajomości z ks. Janem Twardowskim) i poprosił uczestników o wspomnienia.  


 

Wspomnienie zaczęła pani Roma o wejściu Ruskich do Sącza. O tym jak jej rodzice uciekli bez plecaka z żywnością do Januszowej. Pan Tadeusz opowiedział znów o czołgach i wojnie, oraz zgłosił wniosek formalny o osobne spotkanie w sprawie niewypałów i czołgów i żeby był ktoś kto się zna na czołgu i żeby wytłumaczył jak demontowało się optykę z czołgu i z czego wyciekał zielonkawy płyn (ropa) który tak smakował dziewczynkom. Bo dzieci wchodziły do czołgów i się w nich bawiły.


 

W tym momencie padł głos z sali: a co robili wtedy rodzice?


 

Uczestnicy czytali wspomnienia i je dopowiadali ustnie. Pan Smaszcz prosił żeby  uzupełnienia dopisać bo są najciekawsze.

 


 

 

 

Następnego dnia 10 listopada 2015 roku odbyło się drugie spotkanie warsztatowe.


 

Przyszło 16 osób.  


 

Najpierw pani Maria przeczytała swoje wspomnienie o sklepie rodziców. Kobiety ożywiły się przy tekście: mój tata 150 kilo żywej wagi ugniatał kiszoną kapustę w beczkach. Zawsze dodawaliśmy do kapusty jabłka i całe główki kapust. Ktoś dorzucił: najlepsza na gołąbki jest kapusta ukiszona. Dlaczego teraz tak się nie robi?


 

Bo nie ma mojego taty i sklepu, odpowiedziała pani Maria, a piwo mieliśmy z małego browaru na Karaszewskiego.


 

I tak szło wspomnienie za wspomnieniem, a pan Smaszcz radził jak je ulepszać i zapisać.  

 


 

 

 

Dnia 11 grudnia 2015 roku na drugie spotkanie przyszło przyszło 17 osób. Kawka i ciasteczka. Są dwie nowe osoby. O, wołają siostry L, Oczko w końcu przyszedł...


 

Jest świątecznie; jedna kobieta napisała: „Jak przychodziły święta to przed nami było  sprzątanie, świniobicie, pieczenie w piecu placków. I zapach w całym domu. Smaku wędlin i ich zapachu nigdzie teraz nie znajdziemy. 


 

Bo zwykle na co dzień to była kromka polana kawą z fusami zbożowymi i posypana cukrem”.


 

Druga kobieta do wspomnień dołączyła zabawki wycinanki bożonarodzeniowe, choinki i panienki. I częściowo je pokolorowała!


 

Panowie opowiadali jak bawili się papierowymi lalkami i byli przez mamy przebierani za dziewczynki. Prawie każdy w dzieciństwie tak miał. No i co z tego, a jaki chłop wyrosłem, pochwalił się pan „Oczko”.


 

Opowiadali i opowiadali, a najbardziej o jedynej knajpie powojennej „Ludowej.”


 

Potem zaczęli się przekomarzać z trzema siostrami które przyszły na spotkanie. Życzeniom świątecznym nie było końca i spotkanie trzeba było kończyć.


 

 

W piątek dnia 29 stycznia 2016 roku odbyło się trzecie spotkanie w Starej Szkole, z udziałem pani Fotograf Anny Liminowicz, która współpracuje z TIT „e”.


 

Przyszło około 22 osób. Mamy ze sobą domowy chrust.


 

Wszyscy gadają i trudno zacząć, ale w końcu przebijamy się przez rozmowy. 


 

Kobiety poprzynosiły dawne ksiązki kuchenne i zeszyty z pisanymi ręcznie przepisami. Opowiadają o swoich dzielnych babciach, matkach i dziadkach. Z opowieści wychodzi, że wiele osób wychowało się u babć i dziadków w dzieciństwie. Wynikało to z przeludnienia i ilości dzieci w rodzinach. Opowiadają, że nie dość, że rodziny były wielopokoleniowe, to jeszcze mieszkało się wspólnie w jednym lub dwóch pokojach z kuchnią. I że do babci chodziło się na wigilie.


 

Dziadkowie to byli przeważnie kolejarze, ale prawie każdy umiał zbudować dom, a budowało się z gliny, kamieni i drewna.


 

Potem jak zwykle przeszli na piekarnie. To jest temat prawie każdego spotkania; piekarnie i wojna. Kto przetrzymał domiary, a kto się pochorował jak stracił interes.


 

Poprzynosili znów zdjęcia. Na niektórych kobiety noszą fascynujące ”fascynatory” na głowach.

 



W sobotę 30 stycznia 2016 roku z panią Anną umówiłyśmy się z kilkoma uczestnikami projektu na spacer po Piekle. Chodzimy po kwartale ulic Dwernickiego, Polna, Zacisze i zachodzimy na cudze podwórka. Ludzie od razu wychodzą przed furtki i pytają po co tu jesteśmy.

PINCHAS BURSTEIN
MARYAN